lut 18 2005

Bez tytułu


Komentarze: 6

Tak mi się coś przypomniało, skoro już ładuję sobie skuwkę od czarnego big`a  w ucho...
Zawsze miałm wprawę we wkładaniu sobie różnych rzeczy we wszytkie otwory w głowie (a rodzice mieli wprawę w jeżdżeniu ze mną na łeb na szyję do lekarzy, żeby powyciagać mi te różne przedmioty z róznych otwórów) ale to jak byłam mała. Kiedyś chciałam włożyć pestkę od słonecznika do nosa psu mojego kolegi, ale mi się to nie udało, więc włożyłam sobie -  fajna byłam, prawda? Z żalu, że z psem mi sie nie udało wcisnęłam sobie ją tak głęboko, że ani wsmarkać, ani wyciagnąć pensetką się jej nie dało. Lekarz przy okazji wyciagania tej pestki wyciagnął mi również mój zakopany i zapomniany skarb - mianowicie czerwoną nitkę z ucha (Do tej pory nie wiem jak ona sie tam znalazła). Mama przezorna była i poprosiła specjalistę o przejrzenie mi jeszcze uszu. Chwała jej za to!

To tak w ramach dostosowywania umysłu do Poglądów Kanta. Czekam na gorset z Leg Avenue.

mrrs : :
20 lutego 2005, 21:54
no tak ja natomiast zjadalam guziki :]
20 lutego 2005, 21:01
ble, ja jak byłam mała ty tylko podpalałam wszystko :P
za-co-ja-go-kocham.blog.pl/madam
19 lutego 2005, 10:37
blebleble. za słoneczniki i wiśnie to ja już podziękuje....
18 lutego 2005, 19:56
Jak byłam mała, wsadziłam sobie do nosa pestkę od wiśni. Niezła jazda. Ale dało się ją na szczęście wysmarkać. To nic, że po godzinie!:D
18 lutego 2005, 16:18
mi sie pomysl gorsetu bardzo podoba :)
Kompup
18 lutego 2005, 13:09
Ta notka jest tak obrzydliwa, ze az gorset z Legavenue nie poprawi Twojego wizerunku... Czrwona nitka w uchu.. bleeee..:P

Dodaj komentarz