Komentarze: 6
Tak mi się coś przypomniało, skoro już ładuję sobie skuwkę od czarnego big`a w ucho...
Zawsze miałm wprawę we wkładaniu sobie różnych rzeczy we wszytkie otwory w głowie (a rodzice mieli wprawę w jeżdżeniu ze mną na łeb na szyję do lekarzy, żeby powyciagać mi te różne przedmioty z róznych otwórów) ale to jak byłam mała. Kiedyś chciałam włożyć pestkę od słonecznika do nosa psu mojego kolegi, ale mi się to nie udało, więc włożyłam sobie - fajna byłam, prawda? Z żalu, że z psem mi sie nie udało wcisnęłam sobie ją tak głęboko, że ani wsmarkać, ani wyciagnąć pensetką się jej nie dało. Lekarz przy okazji wyciagania tej pestki wyciagnął mi również mój zakopany i zapomniany skarb - mianowicie czerwoną nitkę z ucha (Do tej pory nie wiem jak ona sie tam znalazła). Mama przezorna była i poprosiła specjalistę o przejrzenie mi jeszcze uszu. Chwała jej za to!
To tak w ramach dostosowywania umysłu do Poglądów Kanta. Czekam na gorset z Leg Avenue.